poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Pieniny cz.3: Lanckorona

Zamek w Lanckoronie powstał prawdopodobnie w XIII w., jednak pierwsze wzmianki pisane o warowni pochodzą z XIV w. Zamek wybudował Kazimierz Wielki, co zgodnie poświadczają Jan z Czarnkowa i Jan Długosz. W 1391 r. krół Władysław Jagiełło zastawił warownię Mikołajowi Straszowi, a następnie zamek stał się własnością Lewitów-Melsztyńskich. W kolejnych wiekach właścicielami zamku byli: Elżbieta Melsztyńska, Zbigniew z Brzezia herbu Zadora, Lanckorońscy, Spytek Jarosławski, Mikołaj Wolski, Olbracht Łaski, Kacper Bekiesz, Franciszek Wesselini i trzy pokolenia Zebrzydowskich. W 1655 r. zamek został zajęty przez Szwedów na 8 miesięcy. Po ich ustąpieniu przystąpiono do fortyfikowania drewniano-ziemnej warowni. W 1768 r. zamek zdobyli konfederaci barscy, których do opuszczenia zamku zmusiły wojska austriackie.
W wyniku działań wojennych warownia popadła w całkowitą ruinę w XIX w., którą pozostaje do dziś. (http://zamki.net.pl/zamki/lanckorona/lanckorona.php)

Faktycznie, zamek w Lanckoronie nie przedstawia sobą zbyt atrakcyjnego widoku. Aby się do niego dostać, należy ruszyć jedną z uliczek od całkiem eleganckiego rynku(są odpowiednie drogowskazy).


Podejście jest dość strome, ogólnie idzie się może z 10 minut głównie po błotnistej drodze i głównie przez las. Mimo wszystko widoki wcale nie są tu zachwycające, bo wszelka zieloność i natura od drogi, którą się podąża odgrodzona jest siatką przez większość trasy. Dopiero pod koniec wchodzimy do lasu. Sam zamek jest tak naprawdę jedną większą ścianą i pozostałością kilku murów. Ogrodzony jest również siatką, ale można wejść na jego teren.


Podczas mojej wizyty tam prawdopodobnie przeprowadzano prace archeologiczne, ale, że była niedziela, żywej duszy nie było w pobliżu.


Na mnie samej to "cudo" bynajmniej nie zrobiło wrażenia, jednak jeśli ktoś lubi podziwiać kupę kamieni wątpliwego pochodzenia usypaną pośrodku ruin, to miejsce to będzie jak znalazł.


Na zamku oczywiście nie ma co zwiedzać od środka, choć zachowało się jedno pomieszczenie zagrodzone ciężką kratą. Bynajmniej nie znajdują się tam żadne zabytki, a pomieszczenie gospodarcze, w którym zapewne archeolodzy przechowują narzędzia i.. kalosze.


Koniec końców, Lanckoronę mogę polecić jedynie za malowniczy rynek, poza tym bowiem nie ma tam nic zapierającego dech.

4 komentarze:

  1. Łał!! Ile kamieni do mojego skalniaczka z lawendą. Zdecydowanie muszę ten zameczek odwiedzić. Czuję się zachęcona.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja ci dam skalniaczek....ludzie tak wynosili ze wszystkich zamków w ruinie i jest to co jest. Mentalność...polska....

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zabierajcie mi kamieni z zamku!!!!
    Jako lanckoronianka nie zgadzam się z artykułem. widać że autorka była tylko na rynku i zamku. A co z kaplicami poświęconuymi konfederatom?? krzyżu na Dziale Paleckim?? kosciele parafialnym?? itd.
    polecam: http://www.lanckorona.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety w Lanckoronie byliśmy tylko przejazdem więc nie mieliśmy zbyt wiele czasu na rozejrzenie się po wszystkich zabytkach. Pisałam tylko o tym co faktycznie widziałam.
    Może następnym razem uda się zabawić tam troche dłużej :)

    OdpowiedzUsuń