niedziela, 31 lipca 2011

Domino, Czarownica i stara szafa

Czy wy też lubicie czasem zagrzebać się na strychu, w jakiejś piwniczce, czy schowku, gdzie spoczywają w zakurzonych pudłach wasze wspomnienia? Jeszcze lepiej, jeśli są to wspomnienia kogoś starszego, rodzica czy babci. Im starsze tym lepsze i więcej frajdy sprawia np mnie odnajdowanie takich skarbów.
Jakiś czas temu w pudle ze zdjęciami z młodości mojej wiekowej babci znalazłam cały zestaw, eleganckiego ruskiego domina, które bez wahania sobie przywłaszczyłam, całe szczęście, za zgodą rzeczonej babci, w której rosyjska krew płynie.


Z jednej strony jestem zła na siebie, że odziedziczyłam tę przypadłość, z drugiej właściwie się cieszę, że mam skłonności do chomikowania różnych rzeczy. "Nie wyrzucę. Takie ładne... szkoda. Co z tego, że już zepsute/zużyte/niepotrzebne. Schowam sobie, może się kiedy przyda". Prawda jest taka, że nigdy się nie przydaje. Zazwyczaj kompletnie o tym zapominam, wcisnę w jakąś szafkę i znajdę dopiero gdy zachce mi się ją otworzyć szukając czegoś zupełnie innego. Dziwne. Przecież tak naprawdę nie jestem sentymentalna. Ale z drugiej strony to miłe wziąć do ręki coś, co kiedyś miało dla nas jakąś wartość i przypomnieć sobie chwile spędzone przy używaniu tego.
Parę tygodni temu w domu babci znalazłam kilka prawdziwych skarbów. O bytności gramofonu na strychu wiedziałam od dawna. Zanim jeszcze pojawiły się na szeroką skalę wieże i płyty CD często jako dziecko zasypiałam przy winylach kręcących się na tym przedpotopowym urządzeniu. Działa :D Brakuje mu tylko sprawnej igły i dobrego nagłośnienia. Kiedyś w końcu zwlekę go stamtąd i w moim własnym przybytku zaadaptuję jakiś kącik na muzyczny azyl w stylu retro. Jeszcze trochę sobie jeszcze tam poczeka, bo na razie się na to nie zanosi.
Tymczasem jednak znalazłam coś jeszcze. Poza starym gramofonem na taśmy, w szafie mojej babci leżał sobie stary aparat analogowy, ruski(bo jakże by inaczej), którym jeszcze moja mama jako dziecko pstrykała fotki. Jestem fotografem amatorem, bez żadnego specjalistycznego przeszkolenia w dziedzinie zdjęciowej czy sprzętu, ale na oko wydawał się sprawny, bez brakujących części czy obluzowanych elementów. Znalazłszy w internetowej skarbnicy wiedzy szczegółową instrukcję obsługi zdołałam go otworzyć. Żałowałam jedynie, że w środku nie było kliszy, którą mogłabym wywołać i przekonać się co też zachowało się tam przez te lata od ostatniego użycia.
Mój nowy/stary aparat wygląda tak.


Nie miałam jeszcze okazji go użyć, póki co właściwie boję się zrobić to sama by z moja niewiedzą go nie uszkodzić. Jedyne co mogę w tej chwili zrobić, to zaopatrzyć się w odpowiednią kliszę i biec po poradę do znacznie bardziej zorientowanej w temacie fotografii przyjaciółki. Co z tego będzie? Zobaczymy. Może za jakiś czas zacznę prezentować tu swoje zdjęcia wykonane tym aparatem.

A tymczasem na strychu wciąż czają się tajemnice wspomnień czekające na odkrycie. A wy? Też macie gdzieś swoje wrota czasu..?

1 komentarz:

  1. Kocham takie stare strychy a tak czytając co też tam znalazłaś, to wydaje mi się, ze ten akurat stryszek, biorąc pod uwagę moje wspomnienia, wcale taki stary nie jest. Albo jest i ja jestem stara...Bo akurat Zorką to sama zdjęcia robiłam. Wprawdzie odziedziczoną po rodzicach, ale to był mój pierwszy aparat....

    OdpowiedzUsuń