piątek, 20 stycznia 2012

Śniadanie mistrzów

                     


Dawno mnie tu nie było. Tak jak sądziłam, w końcu ochota na pisanie czegokolwiek umrze śmiercią tragiczną, potrącona przez ciężarówkę zwaną brakiem pomysłu. W końcu jednak uznałam, że jak już się powiedziało A (co z tego, że po raz 5...) to należy być konsekwentnym i przynajmniej raz dojść choć do połowy alfabetu.

W czasie nieobecności tutaj zmieniło się nieco moje otoczenie. Miło jest być w końcu na własnych śmieciach i nie musieć pytać nikogo o pozwolenie wbicia gwózdka w ścianę. Pomijając fakt, że mimo wszystko sama mam dwie lewe ręce do takich rzeczy i ten przysłowiowy gwózdek prędzej wbiłabym łebkiem w dół przy odpowiednim zawzięciu.

Skompletowałam już prawie wszystkie meble, zdaje się, że teraz pozostaje tylko rozpakowanie wszystkiego do końca i utrzymanie jakiegoś względnie normalnego porządku. Plan miałam ambitny. Wypakować, porozkładać gdzie trzeba, dokupić czego nie ma… Na tym mniej więcej skończyło się moje zaangażowanie w tę bajkę. Nie cierpię się pakować i rozpakowywać. W poprzednim mieszkaniu wypakowałam pewne rzeczy dopiero pół roku po wyprowadzce, bo akurat wtedy były mi potrzebne.

Tym razem jednak mój plan zostaje poddany pełnej rewizji i dokładnemu przemeblowaniu. Ktoś uświadomił mi potrzebę dobrej organizacji i to, że w ten sposób nie może się nie udać. Moje noworoczne postanowienie skupiło się głównie na lepszej organizacji własnego życia, pracy, funkcjonowania. A przynajmniej na tym by się tego nauczyć.


Tymczasem jest godzina 13.30, a ja siedzę tu i jem śniadanie w towarzystwie kawy z mlekiem i cynamonem. Pół dnia za mną, a co przede mną? Smacznego :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz