Co było w planach?
-Kluski na parze gotowane
-mięsko cielęce, duszone w sosie grzybowym.
Niestety z braku grzybów w ramach taniego i szybkiego zamiennika w roli sosu wystąpiła błyskawiczna zupa Knorra, borowikowa zdaje się. Wiem, że to straszny shit, ale niestety pod ręką nie było nic innego.
Co z tego wyszło?
Przypalony garnek w liczbie sztuk 1.
"Sos" przelany na patelnię teflonową koniec końców do niej nie przywarł, ale zachował się w sposób nader niespotykany. Otóż, w miejscu zetknięcia go z patelnią wytworzyła się przypalona, chrupiąca warstwa, niczym naleśnik, z mięsną powłoką.
Wyglądało to ni mniej ni więcej, tak...
Efekt:
Z braku laku lepszy kit :P Zjadliwe. Nawet całkiem niezgorsze, gdy się dodało trochę czosnku i przypraw.
Wnioski/Spostrzeżenia
Dzisiaj, drogie dziatki, nauczyliśmy się, że dodawanie mąki do duszonego sosu ni cholery nie popłaca.
Gorące pozdrowienia dla Koczownika, który zachowawszy zimną krew i uśmiech na twarzy zdołał uratować sytuację bez wzywania egzorcysty. :)
Ależ dodaje się mąkę do duszonego sosu - na koniec gotowania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Egzorcysta.
Tak właśnie podejrzewałam. Albo na koniec, albo wcale. A mój Koczownik dosypał od razu :P Ale mimo wszystko nie wyszło koniec końców tak najgorzej. Nie tyle się spaliło co...przysmażyło dość mocno i było chrupiące:P
OdpowiedzUsuńTo nie uśmiech. To porażenie nerwów;P
OdpowiedzUsuńOd nawąchania się tego ustrojstwa sosopodobnego :P
OdpowiedzUsuń